Strona główna / Interpretacje / Aktualności / Odpowiedzialność i etyka. Rozmowa z Magdą Szpecht
Odpowiedzialność i etyka. Rozmowa z Magdą Szpecht
Magda Szpecht / Fot. Anna Tomczyńska
14/11/2018 Agnieszka Markowska

Jaki był początek powstania spektaklu, który będzie brał udział w konkursie? Co stało się punktem zapalnym, inspiracją?

Opowiadanie „In dreams begin responsibilities” pokazał mi mój przyjaciel, dramaturg Łukasz Wojtysko. Kilka miesięcy później Bartosz Szydłowski zaprosił mnie do pracy w Małopolskim Ogrodzie Sztuki i zaproponowałam mu realizację tego tekstu. Wybór tematów, którymi zajmuję się w teatrze, to dla mnie element poszukiwania nowych sposobów budowania wspólnoty i komunikacji. Utwór Delmore’a Schwarza w nieoczywisty, kameralny sposób dotyka uniwersalnego problemu relacji z rodzicami, ale także kwestii dojrzewania do miłości i oczekiwań, jakie są z nią związane. Oprócz tego w tekście Schwarza zapisana jest fascynacja kinem jako formą sztuki, która buduje głęboki związek z odbiorcą i wzbudza gwałtowne, osobiste reakcje. Jestem pewna, że teatr może działać w podobny sposób. W „In dreams…” 21-letni bohater opisuje sen, w którym siedzi w nowojorskim kinie. Okazuje się, że wyświetlany właśnie film to dokument ukazujący jego rodziców na randce na Coney Island. W trakcie seansu chłopak nie może się uspokoić, a następnie traci panowanie nad sobą w momencie, kiedy jego ojciec oświadcza się jego matce. Siła „In dreams…” bierze się z gestu odwrócenia, którego Schwartz używa, by opowiedzieć o relacji ze swoimi rodzicami. Obserwujemy ich, zanim bohater przychodzi na świat – są jeszcze młodzi, niepokojąco bliscy, niewygodnie do niego podobni. Widzimy, jak marzą o miłości, która zmienia świat, i jak boleśnie się rozczarowują.

Jakie trudności napotkała Pani w trakcie prac? Co okazało się największym wyzwaniem?

Największym wyzwaniem w trakcie pracy było wypracowanie takiego języka teatralnego, który pozwoliłby w nieilustracyjny sposób przenieść doświadczenie lektury – poczucie, że jesteśmy wpuszczeni bardzo blisko czyjejś emocjonalnej prawdy, intuicji, marzenia. Żeby to się udało, musieliśmy sięgnąć do własnych marzeń i doświadczeń, a następnie stworzyć strukturę, w której widzowie będą mogli doświadczyć podobnego procesu.

Jakie metody stosuje Pani w pracy z aktorem? Czy jest to relacja partnerska, czy jednak aktor jest narzędziem w realizacji założonych celów?

Sposób pracy z aktorami zawsze wynika ze specyfiki spektaklu, który przygotowuję, ale najbardziej lubię sięgać po zadania i ćwiczenia z praktyk choreograficznych oraz planowane improwizacje. Staram się wymyślać proces prób w taki sposób, aby każdy mógł się rozwijać, zdobywać wiedzę i nowe umiejętności. To wydaje mi się zyskiem niezależnym od artystycznego sukcesu albo porażki. Przeważnie szybko zaprzyjaźniam się z ludźmi, z którymi pracuję, i bardzo dużo się od nich uczę. Teatr traktuję jako schronienie, przestrzeń wolności i bardzo ważne jest dla mnie to, żeby każdy mógł czuć się w nim dobrze, żeby każdy mógł być sobą. Aktorzy to artyści, a nie narzędzia reżysera. Równie dobrze można zapytać o to, czy reżyser jest narzędziem w realizacji celów dyrektora teatru.

Co dla Pani w pracy reżysera jest najważniejsze? Co daje szczególną radość, a co wciąż jest utrapieniem?

W pracy reżyserki najważniejsza jest dla mnie odpowiedzialność i etyka. Ostatnio dużo myślę o tym, że w teatrze produkuje się wiedzę w bardzo podobny sposób, jak dzieje się to w nauce. Kiedy traktujemy teatr tylko jako narzędzie rozrywki, zanika gdzieś jego potencjał do wzajemnego uwrażliwiania na kwestie społeczne, zanika możliwość pobudzania krytycznego myślenia o rzeczywistości.

Szczególną radość przynoszą mi twórcze spotkania z artystami różnych dziedzin, których poznaję dzięki temu, że pracuję w teatrze. Tym, co mnie smuci, jest fakt, że w wielu teatrach w Polsce wciąż panuje bardzo silna hierarchia, podziały, zgoda na psychiczną przemoc. Na szczęście coraz więcej osób decyduje się głośno mówić o nieuczciwych praktykach. Myślę, że wszyscy czujemy konieczność zmiany.

Gdyby nie była Pani reżyserką, to…

Gdybym nie była reżyserką, to pewnie byłabym dziennikarką. Taki miał być mój zawód, bo nie wierzyłam, że mogłoby mi się udać w teatrze.

Agnieszka Markowska
Tekst pochodzi z „Gazety na Interpretacje” nr 3

 

Kategoria: Aktualności

Zobacz również: