Beniową podzieliła historia. Nie ma przejścia z ukraińskiej strony wsi na polską i odwrotnie. Mieszkańcy nie mogą w upalne dni przekroczyć Sanu i schronić się pod lipą, która od dwustu lat rośnie półtora kilometra od ich domów.
Jesteśmy wychowani w kulcie pamięci. Myślimy o niej jak o drzewie. Pamięć należy pielęgnować, dbać o jej korzenie, by dawała nam schronienie i poczucie wspólnoty, by stanowiła punkt odniesienia w zmieniającym się świecie. Tymczasem pamięć znacznie bardziej przypomina rzekę. Nie tylko nieustannie płynie i zmienia się, lecz także dzieli i wyznacza granice. Wierzymy, że trzeba pamiętać, by oddać sprawiedliwość przodkom, by być członkiem narodowej wspólnoty, by w przyszłości uniknąć tragedii. Rzadko zastanawiamy się nad tym, jak łatwo pamięć staje się pożywką dla uprzedzeń, konfliktów, nawet nienawiści.
TRAILER:
Stosunki polsko-ukraińskie ilustrują ten mechanizm. Choć tyle mamy wspólnego w teraźniejszości, tak wiele dzielimy planów i obaw o przyszłość, nasze relacje wciąż układamy pod dyktando trudnej przeszłości.
Nadarza się doskonała okazja, by o tym porozmawiać. 1000 lat temu spotkaliśmy się po raz pierwszy. Wojowie Bolesława Chrobrego przegonili ich za Bug rycerzy Jarosława Mądrego, obrzuciwszy ich inwektywami. 100 lat temu trwała Bitwa o Lwów i wojna polsko-ukraińska. A niedawno, kilka lat temu, polski minister pojechał do Lwowa, uwolnić z klatek kamienne lwy, symbolizujące polską przeszłość miasta.
„Lwów nie oddamy” to spektakl o współczesnych relacjach polsko-ukraińskich. Choć nawiązuje do wydarzeń historycznych, nie skupia się na bolesnej przeszłości. Przeciwnie, dla twórców liczy się tu i teraz. To próba pokazania relacji pomiędzy zwykłymi ludźmi – Polakami i Ukraińcami, którzy dziś w Polsce, zwłaszcza w miastach przygranicznych, żyją razem lub obok siebie. Spotykają się w zakładach pracy, na uczelniach, w wynajmowanych mieszkaniach. Co sądzimy o sobie nawzajem? Czego o sobie nie wiemy?
Na scenie aktorzy rzeszowskiego teatru i gość specjalny – Oksana Czerkaszyna – prawdopodobnie pierwsza ukraińska aktorka w polskim spektaklu w XXI wieku. Z porywającym, choć momentami cierpkim, humorem przedstawia uczucia osoby decydującej się na pracę w Polsce.
Spektakl powstał na podstawie materiału dokumentalnego. Wykorzystując wypowiedzi i zachowania zebrane w wywiadach, ankietach, wideoreportażu pokazuje, jak uprzedzenia i nienawiść karmią się pamięcią. Przygotowali go wspólnie twórcy z różnych dziedzin – aktorzy, reżyserka, reporter, badacz pamięci, operator oraz artyści wizualni. Na różne sposoby śledzą możliwe wersje pamięci polsko-ukraińskiej i współczesne relacje, by przedstawić je w interdyscyplinarnej formie teatralnej.
Rozmowa z reżyserką:
REALIZATORZY:
scenariusz: Katarzyna Szyngiera, Marcin Napiórkowski, Mirosław Wlekły, Olga Maciupa i zespół
scenografia: Katarzyna Ożgo, Przemysław Czepurko
kostiumy: Ireneusz Zając
światło: Michał Stajniak
muzyka: Jacek Sotomski
OBSADA:
Dagny Cipora
Oksana Czerkaszyna (gościnnie)
Małgorzata Machowska
Mateusz Mikoś
Piotr Mieczysław Napieraj
Robert Żurek
Jacek Sotomski – gitara
Premiera: 28 sierpnia 2018 .r
Z recenzji:
Szyngiera i Wlekły wiedzą, o czym mówią – w odróżnieniu od wielu innych twórców teatralnych biorących się za ważkie tematy. […] Skądś to znamy. Aktorzy opowiadają o sobie, wychodzą z roli, z którą się nie zgadzają, zwracają się wprost do widza z fikcyjnymi lub prawdziwymi – kto to wie – światopoglądowymi deklaracjami. Wszystko to od kilkunastu miesięcy kojarzy się w Polsce z teatrem Olivera Frljicia, reżysera głośnej Klątwy w warszawskim Teatrze Powszechnym. Jednak Szyngiera pracowała w podobny sposób już przed oprotestowaną stołeczną premierą. Od Frljicia różni ją m.in. specyficzna, niewykluczająca radykalizmu empatia. U bałkańskiego reżysera debata publiczna ma zmieniać się na skutek radykalnego gestu, profanacji, niepokojącego zawieszenia jasnego podziału między prawdą a fikcją. W teatrze Szyngiery jest z kolei jakaś misjonarska i może nieco naiwna wiara, że można coś przekazać wprost, kogoś „po prostu” przekonać, nawiązać dialog. (Witold Mrozek „Gazeta Wyborcza”)
Już samym tytułem „Lwów nie oddamy” reżyserka Katarzyna Szyngiera dowcipnie i nieco makiawelicznie pokazała współczesne relacje Polaków i Ukraińców, i zbudowała spektakl z mistrzowskich scenek, dawkowanych lapidarnie i celnie, zarówno w przekazie historycznym (nie tylko tym drażliwie XX-wiecznym, ale również prahistorycznym sprzed 1000 lat) jak i mentalnościowym, ośmieszając ksenofobię, tworzenie „nowej” historii przez polityków oraz nacjonalistów z obu stron granicy. Uprzedzenia, kompleksy nie pozwalają odciąć się od przeszłości, bo to, co najważniejsze i tak dręczy, choć tego nie chcemy. Szczególnie są one czytelne w reportażu czy ankietach przeprowadzanych wśród rzeszowskich licealistów i odczytywanych przez aktorów „Siemaszki”. Szyngiera nie ocenia żadnej ze stron, nie tworzy jednoznacznego traktatu politycznego. Lawiną swych pomysłów reżyserskich przytłacza wprawdzie widza, ale wiele z nich ma swoje uzasadnienie przede wszystkim w przewybornej grze rzeszowskich aktorów. Wychodzą z roli, bez wyciągania się za uszy z głębin ideowych, choć i takie elementy w tym spektaklu się zdarzają (monolog Dagny Cipory o Banderze!), ale przede wszystkim świetnie bawią zespołem indywidualnych jednostek pytających raz po raz niewidocznej reżyserki o sens i cel, potrafią swymi gwałtownymi zrywami oszołomić. Mam tu na myśli przede wszystkim celnie przerysowaną kreację ukraińskiej aktorki, Oksany Czerkaszyny, bomby energii na scenie, ale także wielki dynamizm (zabawny ukraiński Hopak) i teatralną szczerość całego zespołu. (Aram Stern, „Menażeria”)
Przedstawienie jest zagrane znakomicie. Aktorzy Teatru im. Siemaszkowej – Dagny Cipora, Małgorzata Machowska, Mateusz Mikoś, Piotr Napieraj oraz Robert Żurek – brawurowo żonglując konwencjami, przechodzą z wrażliwością i wyczuciem od buffo do serio i z powrotem, zaskakując nas raz po raz tymi zmianami, co powoduje, że zostajemy zmuszeni do porzucenia utartych schematów myślenia i pozostawienia gdzieś za drzwiami własnej, wypełnionej zastarzałymi stereotypami strefy komfortu. Przekonali się o tym zwłaszcza ci, którzy ze spektaklu wyszli, nie wytrzymując zapewne konfrontacji z tym, z czym po ludzku się nie zgadzają. Ich prawo! Absolutnie zjawiskowo wypada na scenie Oksana Czerkaszyna w roli „Prawdziwej Ukrainki”. Z niezwykłą energią i pasją eksploatuje szereg ról, w jakich polskie społeczeństwo obsesyjnie i nieustannie ją – jako Ukrainkę – obsadza. Jest ona głównym motorem spektaklu, który przecież opiera się na zetknięciu Polaków z Prawdziwą Ukrainką. Czerkaszyna uwodzi, wzrusza, śmieszy, skłania do refleksji, słowem – wzroku od niej oderwać nie można. (Tomasz Domagała, blog DOMAGAŁAsięKULTURY)
Szyngiera stworzyła spektakl wyrazisty, ocierający się o współczesną politykę dopuszczając modny dziś na scenach aktorski ekshibicjonizm – aktorzy przerywają akcję sceniczną, wyrażają własne poglądy w sprawie i poniekąd stają się stroną konfliktu co może się podobać, ale i budzić sprzeciw, skoro teatr jest sztuką, nawet emanacją i skupieniem wielu gatunków sztuk, a nie jeszcze jedną instytucja publiczną. Niemniej spektakl Szyngiery ma prawo się podobać i nawet może spełnić ważną rolę w projekcji relacji polsko – ukraińskich. Ponadto jest zrealizowany czytelnie, dynamicznie, odważnie i jest świetny aktorsko. (Andrzej Piątek, Dziennik Teatralny)
„Lwów nie oddamy” nie jest tylko o nienawiści i zaszłościach Polaków i Ukraińców, ksenofobii czy nacjonalizmie. Katarzyna Szyngiera, Marcin Napiórkowski i Mirosław Wlekły kopali głębiej. Co powoduje, sprawia, warunkuje nas, że z sąsiadów, kumów, braci łat stajemy się bestiami w ludzkiej postaci (od których bardziej ludzkie wtedy są najgroźniejsze drapieżniki!)? Co i w imię czego najsilniej najgłębiej pozbawia nas humanizmu, podstawowych ludzkich instynktów samozachowawczych? Dlaczego? Fenomenalnie mocny, równy i „zgrany w pół myśli” zespół aktorski „Siemaszkowej” stawia ze sceny pytania: mocne, brutalnie szczere, bezkompromisowe. Odpowiedzi Widzu musisz poszukać w sobie, czasem bardzo głęboko, narażając się na walkę z własnymi demonami, boleśnie – zaręczam jednak, że są one ze wszech miar ważne, ważkie i potrzebne. By Móc Pozostać Człowiekiem, Nie Tylko Z Nazwy i Definicji. (Anna Rzepa-Wertmann, AICT)
O reżyserce:
Katarzyna Szyngiera – Rocznik 1986. Absolwentka Wydziału Reżyserii Dramatu PWST w Krakowie oraz Wiedzy o Teatrze Akademii Teatralnej w Warszawie. Współpracowała przy spektaklach w reżyserii Pawła Miśkiewicza, Anny Augystynowcz i Michała Borczucha.
Jest laureatką konkursu na inscenizację dawnych dzieł literatury polskiej „Klasyka żywa”, w ramach którego zrealizowała dramat Tadeusza Różewicza „Świadkowie albo Nasza mała stabilizacja” w Teatrze Współczesnym w Szczecinie oraz laureatką głównej nagrody VI Koszalińskich Konfrontacji Młodych m-teatr 2015 za ten sam spektakl.
Współpracowała z Teatrem Współczesnym we Wrocławiu („Tajemniczy ogród”, „Jak to dobrze, że pod dostatkiem”), Teatrem Polskim w Bielsku-Białej (spektakl dyplomowy „Sferia” Magdy Kupryjanowicz w 2013 roku), Malta Festivalem („Autobus jedzie”), Muzeum Powstania Warszawskiego („Przypisy do Powstania”), Teatrem Polskim w Bydgoszczy („Swarka”, „Bóg w dom”), Bałtyckim Teatrem Dramatycznym („Pożar Reichstagu”).
Wyreżyserowała spektakl telewizyjny Zgaga”. Jest współautorką performansu Ignacego Karpowicza „To wszystko nie moje” w ramach festiwalu „Odnalezione w tłumaczeniu”. Wyreżyserowała czytanie zwycięskiego dramatu „Feinweinblein” Weroniki Murek w ramach finału Gdyńskiej Nagrody Dramaturgicznej 2015. W 2017 wystawiła ten dramat pod tytułem „Feinweinblein. W starym radiu diabeł pali” w Teatrze Współczesnym w Szczecinie.
Współautorka reportaży „Swarka, Wycieczka na dżihad, Matki dżihadystów” (z Mirosławem Wlekłym).
Jej najnowsze projekty to realizacja cztania aktorskiego autorskiego scenariusza „Granica” podczas festiwalu Sopot Non Fiction w sierpniu tego roku. Teskt analizuje problem granic w dzisiejszej Europie: tych które dzielą kraje i tych, które oddzielaja od siebie ludzi, który to problem uwidocznił się podczas pandemii. Jego premiera jest planowana w Teatrze im. Siemaszkowej w Rzeszowie, gdzie powstał spektakl „Lwów nie oddamy”.
Po prezentacji spektaklu zapraszamy na rozmowę z reżyserką