Strona główna / Interpretacje / Aktualności / Wielość języków sztuki. Esej na temat tworzenia
Wielość języków sztuki. Esej na temat tworzenia
23/11/2022

Dziś w chwili przerwy proponujemy Wam tekst Anny Marii Potockiej o przemianach w świecie sztuki, sposobach wyrażania myśli i uczuć w dziełach wizualnych, rewolucji, jaka się dokonała w tej profesji.

Zjawisko mnożenia się języków sztuki to fenomen XX wieku. Wcześniej artyści posłusznie ograniczali się do malarstwa, rzeźby i grafiki. Każde z tych mediów wymagało sporego talentu, wykształcenia, praktyki i mistrzowskiej inspiracji. Strategiczną bramą, przez którą przechodziło dzieło sztuki, była wtedy RĘKA. Jeżeli nie była sprawna, mądra i nie miała dobrego kontaktu z osadzoną w intuicji wizją obrazu, powstała karykatura idei, przekłamanie i deformacja. Przez wieki artystom pozwalano operować jedynie na polu formy. Talent, czujna ręka i odwaga eksperymentu kreowały geniuszy. Treść tych dzieł była natomiast po stronie zamawiającego lub mecenasa. Kiedy Caravaggio w akcie odwagi artystycznej przejął władzę nad treścią, natychmiast wywołał skandal.

Wiek XX oddał treść dzieła w ręce artysty. Od tego momentu twórca stał się odpowiedzialny za przekaz i jego kształt. Na początku artyści trochę się tej treści bali. Uciekali w różne eksperymenty formalne, głównie na bazie abstrakcji. Wykonali na tym polu bardzo ważną robotę, ponieważ otworzyli przed obrazem rozległe możliwości realizacyjne. Obraz można było sklejać z innych obrazów, łączyć z obcymi materiałami, uprzestrzenniać, deformować, niszczyć i w dowolny sposób gnębić. W zdecydowanej większości tych dzieł ręka ciągle jeszcze była ważna i przez nią ujawniała się niepowtarzalność artysty.

Na tym doświadczeniu sztuki wyrosła wolność artysty do indywidualnego kreowania medium, którym się będzie posługiwał. Kolejnym krokiem w stronę anarchii medialnej było przyznanie praw pełnokrwistego dzieła sztuki fotografii, filmowi i kolażowi. Tu już ręka nie była ważna. Talent zawierał się w czujnym wsłuchiwaniu się w obraz. Już wcześniej, na przykład w abstrakcji geometrycznej, ręka była zaniedbywalna. Zastępowały ją czujność kompozycyjna i linijka.

Druga połowa XX wieku to całkowite uwolnienie medium sztuki. Każda forma, każdy gest, zabieg czy koncept mogły być zadeklarowane jako dzieło sztuki – i być za nie uznane! Ten moment całkowicie uwolnił sztukę od sprawności manualnej. Każda wolność jest wyzwaniem i każda zwiększa odpowiedzialność. Dawnej wybór był prosty. Albo widzisz na płasko, albo widzisz przestrzennie. Albo farba, albo kamień lub glina. Dzisiaj wybór indywidualnego medium to wielkie wyzwanie i odpowiedzialność – przede wszystkim wobec samego siebie. Treść ulega zmianom i przetworzeniom dzięki sposobowi, w jaki zostaje wyrażona.

Należy jednak pamiętać, że artysta współczesny nie do końca zna treść, do której dąży. Dawniej zwiastowanie czy ukrzyżowanie były tematami oczywistymi i dość precyzyjnie zdefiniowanymi. Dzisiaj artysta „grzebie w sobie”. To tajemnicza dżungla, której eksploracja wymaga odpowiednich narzędzi. I one muszą być precyzyjnie dobrane do tego, co jest poszukiwane albo konieczne do wydobycia na wierzch. Zobaczenie siebie, zrozumienie siebie, zdefiniowanie własnej inności i określenie artystycznej niepowtarzalności – to wszystko wymaga narzędzi medialnych, które każdy artysta wymyśla, modyfikuje lub przejmuje na podstawie analizowania swoich poczynań twórczych.

Na czym taka analiza polega? Często początkiem są obowiązkowe zajęcia na akademii, które polegają na pracy z mediami tradycyjnymi. Wtedy wprawdzie nie odkrywa się sztuki ani samego siebie, ale otrzymuje się wgląd w zakres własnych możliwości. Następuje sprawdzian ręki i rozumienia obrazu. Mimo że ręka nie jest już dzisiaj warunkiem genialności, nadal – na przykład w ciągle złotym medium, jakim jest malarstwo – wymaga bezbłędnego przeniesienia wizji obrazu na gest. Student, który nie odkrywa w sobie tych talentów, lub taki, który nie czuje rysowania czy malowania, przechodzi na trudne pozycje poszukiwania medium konceptualnego.

Chodzi o język, który nie wymaga spontaniczności, który daje artyście dużo czasu wykonawczego, który dopuszcza wiele prób w tym samym temacie i który w końcu pozwala na wybranie wersji najlepiej oddającej to, co jawi się jako idea. Takiego indywidualnego języka nie odkrywa się łatwo. W odniesieniu do języka prywatnego spójność pomiędzy tym, kim jestem, a tym, jak się wyrażam poprzez sztukę, jest bardzo ścisła. Dopracowanie języka własnej sztuki to odkrycie samego siebie i swojego głosu. To najczęściej związek na całe życie. Oczywiście te odkrycia prawie nigdy nie są wzięte z niebytu. Najczęściej wychodzą z mediów istniejących i wprowadzają mniej czy bardziej głębokie przetworzenia malarstwa, rzeźby, fotografii, filmu, instalacji, performansu, tekstu czy teatru.

Piękne jest to, że artyście wszystko wolno i – wbrew Dostojewskiemu – bóg sztuki nie zostaje przez to unicestwiony. Jak wykształcenie pomaga artyście w odkryciu takiego języka? Niewątpliwie trening na mediach tradycyjnych jest pomocny. Pokazuje, jak można się w nich rozpychać i jakie argumenty wizualne można wykorzystać. Niemniej jest to niewielki fragment pola, które należy zdobyć. Najważniejsze jest „przetrenowanie osobowości w kierunku sztuki”. Tu mądry nauczyciel może wiele pomóc, ale w końcu i tak jest to wysiłek indywidualny. Sztuka jest wyjściem z nadmiaru samego siebie, jest wyciszeniem nieposkromienia poznawczego, jest formą walki z tym, „…czym nas chłoszcze i znieważa czas” (1).

Trzeba to w sobie jakoś rozpoznać, nie unikając rozdrażniania wyobraźni i wrażliwości. Kiedy intuicja już wie, kim się jest, trzeba ukonstytuować język, który o tym „kimś” potrafi mówić najtrafniej. I taką operację na sobie przeprowadzają artyści, którzy stają się wybitni. Najczęściej nie mają świadomości tego
zabiegu. I bardzo często płacą ogromną cenę za uwolnienie wrażliwości, próbując potem temu zaradzić za pomocą zagłuszaczy. Człowiek nie staje się artystą bezkarnie. Ale jeżeli musi się nim stać, nie ma innego wyjścia. Żaden język, zabieg czy trik medialny nie pomogą, jeżeli w środku panują mieszczańskość, banalność i samozadowolenie. Artysta może nie być uzdolniony manualnie, ale musi umieć wykreować swoją osobowość. „Argument ręki” przeistoczył się w XX wieku w „argument osobowości”.

PRZYPISY:

1 W. Szekspir, Hamlet, książę Danii, przeł. S. Barańczak, Poznań 1994, s. 92.

Maria Anna Potocka
dyrektor Muzeum Sztuki Współczesnej w Krakowie MOCAK, dyrektor Galerii Sztuki Współczesnej Bunkier Sztuki w Krakowie

Tekst pochodzi z katalogu XXI INTERPRETACJI

Kategoria: Aktualności

Zobacz również: