Strona główna / Interpretacje / Aktualności / „Jak się czuje Orestes?” Esej profesora Zbigniewa Kadłubka
„Jak się czuje Orestes?” Esej profesora Zbigniewa Kadłubka
28/11/2020
Czekając na werdykt jury, zapraszamy do lektury eseju „Jak się czuje Orestes?” autorstwa profesora Zbigniewa Kadłubka

***

Wszelkie schorzenia są niedomaganiem duszy. Novalis
Jak może wygrywać konkursy ktoś (konkursy literackie, teatralne, konkursy na plakat, konkursy na uśmiech, konkursy na pogadankę dla seniorów), kto mówi smutną, przerażającą prawdę o ludzkiej kondycji? Kto mówi wprost: człowiek jest przewlekle chory; człowiek słabuje od głowy aż po ostatnie członki. Człowiek choruje. Człowiek choruje sam w sobie i poza człowiekiem: w społeczeństwie, w polis, we wspólnocie. Niezależnie od tego, czy zabił matkę jak Orestes (Apollo mu kazał!), czy ukradł dwa piwa w supermarkecie, czy wyciął drzewa z połowy ziemskiej kuli, czy dodawał azbest do płyt elewacyjnych. Albo był uśmiechniętym akwizytorem Monsanto Company Inc. w województwie świętokrzyskim. Człowiek choruje. To podstawowa wiedza o zdrowiu i życiu.
Tak było z Eurypidesem. Wiedział dużo o zaburzeniach i niedyspozycjach. Sam wydawał się wciąż badać własną chorobę. Zajrzał w układ odpornościowy. Stwierdził, że immunologia to krucha sprawa. I zaczął o tym mówić na scenie (widać to już we wczesnej „Medei”). Śpiewały o tym chóry z jego dramatów. Dlatego w teatrze widzowie nie nagradzali go, a jurorzy ignorowali. Nie wygrywał podczas konkursów dionizyjskich: mieszkańcy Aten nie cenili mądrości eurypidejskiej. Toteż tylko raz mu się udało pokonać rywali. Tylko raz zwyciężył w Atenach ten wielki tragik o zupełnie nowoczesnej wyobraźni spektaklu dla dużej widowni.
Eurypides zbyt śmiało diagnozował. W kontekście ludzkiej kondycji i zbyt przenikliwym był arbitrem zmagań bosko-ludzkich. To zawsze staje się problemem dla artysty awangardowego.
Dla Eurypidesa Zeus, zresztą inni bogowie także, był koniecznością natury. Więcej: przemocą natury, gwałtem przyrody, krzywdzicielem zdrowia. Tragik mówi o tym wprost w „Trojankach”. Ta konieczność, zwana bóstwem, do której modlili się Grecy i której gorliwie składali ofiary, zawsze hojne, zawsze pobożnie, teraz szerzy zarazę, teraz zabija w dziwny sposób stłoczonych w stutysięcznych Atenach obywateli? To po co taki Zeus? Czemu zajmować się jeszcze bogami, tak głupio bogami podobnymi do ludzi? Bogami zazdrosnymi. Bogami bezczelnymi. – Po co nam bogowie zabijający obywateli? – myśleli być może Ateńczycy. Po co nam bogowie zsyłający nieszczęścia, wojnę ze Spartą, epidemię, dziwną gorączkę? Winnice spalone przez Spartan! Gaje oliwne wycięte przez lakońskie odziały najeźdźcze? Gdzie podziali się nasi rozmiłowani w ucztach i kadzidłach tędzy bogowie o seksownych ciałach i twardych penisach?
Jednakowoż ludzie bogów są ciekawi. Jak życia celebrytów i blogerów. Przychodzą na spotkania autorskie z bóstwami do teatru. Wiedzą też widzowie oraz obywatele, że może coś zdrowego tam znajda. Publiczność ateńska w Teatrze Dionizosa w V wieku przed Chrystusem to pacjenci, a teatr to szpital jednoimienny. Dialogi sceniczne – suplementy wspólnoty – działają, bo istnieje wiara w ich działanie.
I teraz przejdźmy konkretnie do „Orestesa” Eurypidesa. Albowiem „Orestes” to sztuka grana z łóżka. Sam Orestes zażył ciężkie leki i śpi. Elektra, ta histeryczka i podżegaczka, w pielęgniarskim stroju krząta się wokół jego legowiska, stąpając na palcach.
Eurypides o tym doskonale wiedział, że w teatrze gromadzą się ci, co się źle mają, ale tragedię o tym napisał dopiero pod koniec swego życia, gdy już myślał o wyprowadzce z Aten. Zresztą już we wcześniejszych jego (i nie tylko jego) tekstach pojawiał się moment ucieczki do ołtarza zagrożonych bohaterów. Jak trwoga, to do boga. Taki mechanizm funkcjonuje w wielu greckich tragediach. Przy czym warto dodać, że owa ucieczka z chorobami lub zagrożeniami ku miejscom przez bóstwa strzeżonym jeszcze działa (choć u Eurypides słabiej niż u Ajschylosa i Sofoklesa).
Rozpoczynają się Dionizje Wielkie. Pięknie grzeje już słońce. Niebo błękitne nad całą Attyką. Pacjenci usiedli w pięknym kręgu amfiteatralnym. Aktorzy noszą maski, aby nie zainfekować boską strasznością przybyłych ludzi. Ale tłoczą się; garną się wszyscy obywatele, tłumnie do ołtarza i sceny biegną, bo wszyscy szukają zdrowia. A kto nie chce być zdrowy? – Nawet ci, którzy nie mają się źle! Profilaktycznie! Naturalnie, obywatele stają się sędziami, interpretatorami, aktorami, chórzystami, ale tylko po, żeby ozdrowieć. Przecież indywidualny osąd nie ma takiego znaczenia jak w naszych czasach. Temat jest jeden podczas tragicznych agonów: jak się mają boskie wyroki dla zdrowia polis. Czyniąc z terapii widowisko teatralne, odkryli Grecy najbardziej niezwykłą szczepionkę przeciw rozpadowi relacji – a w konsekwencji lekarstwo na duszę.
Tragedia grecka nie udzielała widzom odpowiedzi ani na pytania obywatelskie (jak żyć wygodnie i bez sprzeczek we wspólnocie polis), ani na pytania związane z funkcjonowaniem rodziny (dlaczego nie zabić ojca?), ani nie była receptą na podagrę.
Schopenhauera wartość absolutna: Nicht-Leben (nie-żyć) dla Greka dionizyjskiego, teatralnego, znaczyła: żyć mocniej przeciwko utracie dobrej kondycji, przeciwko osłabianiu tężyzny, przeżyć chorobę, stworzyć nad-życie dla każdej słabości.
Eurypides mógłby uchodzić za eksperta chorowania. Dlatego nie trzymał się reguł teatralnych. Choroba bowiem to coś nieprzewidywalnego, nielogicznego w cielesnej maszynie. Eurypides zatem kwestionował reguły. Gdy w 430 roku przed Chrystusem wybuchła w Atenach i w całej Attyce zaraza, „od głowy przechodząc przez ludzkie ciało”, jak notował w „Wojnie peloponeskiej”
Tukidydes, Eurypides był pięćdziesięcioletnim mężczyzną, dojrzałym dramatopisarzem, psychologiem wielkiej klasy. Eurypides zapewne obserwował epidemię z bliska. Stwierdził też Eurypides na pewno, że widowisko tragiczne było seansem terapeutycznym. Grek nie wychodził z teatru mądrzejszy, lecz zdrowszy.
Tragedię Eurypidesa „Orestes” można by nazwać pierwszą nowoczesną sztuką teatralną. Po niej, ostatniej tragedii wystawionej przez Eurypidesa przed opuszczeniem Aten, nie będzie już odwrotu: świat przyspieszy, a Ateny przegrają wojnę. Ale zapamiętamy jedno: przestawienie w Teatrze Dionizosa było w Atenach wszystkich obywateli powszechną negocjacją z chorobą.
„Orestes” zaczyna się w szpitalu zakaźnym. Ponieważ Orestes zabił matkę z zazdrości. Apollo to tylko wymówka dla tej zbrodni. W szpitalu zakaźnym, gdyż zazdrość jest zaraźliwa; zazdrość to wirus niewidzialny i szybki w rozprzestrzenianiu. Wokół jego łóżka wszyscy chodzą na palcach. „Cicho, cicho”, szepcze Elektra (werset 140). Jak się Orestes miewa? Każdy wciąż pyta: πῶς ἔχει; (werset 152). Jak się czuje Orestes?
Zbigniew Kadłubek
Tekst pochodzi z katalogu XX INTERPRETACJI
Kategoria: Aktualności

Zobacz również: