„Młodsi zdolniejsi po 20 latach”
Grzegorz Jarzyna w tym roku obchodzi 20-lecie swojej dyrekcji w Teatrze Rozmaitości w Warszawie. Obejmował ją zaledwie rok po olśniewającym debiucie. 18 stycznia 1997 roku absolwent krakowskiej PWST wystawił na scenie przy Marszałkowskiej „Bzika tropikalnego” wg Witkacego.
Tego samego dnia w Teatrze Dramatycznym w Warszawie odbyła się premiera „Elektry” w reżyserii Krzysztofa Warlikowskiego. Twórca ten, podobnie jak Jarzyna uczeń Krystiana Lupy, zadebiutował już wcześniej, ale przedstawienie w Dramatycznym było jego pierwszą pracą na stołecznych scenach.
Obie premiery uznano za przełom we współczesnym polskim teatrze. Objawili się liderzy grupy nowego pokolenia artystów, których Piotr Gruszczyński określił mianem „młodszych zdolniejszych”, w odróżnieniu od „młodych zdolnych”, którą to nazwę wymyślił Jerzy Koenig dla reżyserów wchodzących do teatru w drugiej połowie lat 60., takich jak: Jerzy Grzegorzewski, Maciej Prus, Izabela Cywińska, Helmut Kajzar. „Młodszych zdolniejszych”, obok Warlikowskiego i Jarzyny, współtworzyli Anna Augustynowicz, Piotr Cieplak, Zbigniew Brzoza.
To są fakty doskonale znane, ale warto o nich wspomnieć także w kontekście Festiwalu Sztuki Reżyserskiej „Interpretacje” w Katowicach. Pomysłodawca imprezy, Jacek Sieradzki, prawdopodobnie nie zaproponowałby formuły konkursu młodych reżyserów, gdyby nie to, że po prostu zaistnieli oni z całą mocą w polskim życiu teatralnym w tamtym czasie.
Przypomnijmy, że pierwszą edycję festiwalu wygrała Anna Augustynowicz, a drugą Grzegorz Jarzyna następnymi swoimi głośnymi spektaklami: „Iwoną, księżniczką Burgunda” w Starym Teatrze w Krakowie oraz telewizyjną „Historią” wg Gombrowicza.
Losy „młodszych zdolniejszych”, jak to bywa, różnie się potoczyły. Dzisiaj na pewno już nie są „młodsi”, ale Jarzyna i Warlikowski przez 20 lat nie stracili pozycji czołowych polskich reżyserów teatralnych, których kolejne premiery budzą nieodmiennie żywe zainteresowanie.
Zapewne byłoby ciekawe studium porównawcze dróg, jakimi obaj twórcy podążają. A mają one swój indywidualny charakter. Jarzyna po wystawieniu „Bzika tropikalnego” nigdy już nie sięgał do sztuk Witkacego. Wydaje się jednak, że temat szaleństwa, różnych form psychicznej aberracji, „bzika” właśnie pojawia się w teatrze Jarzyny jako stały motyw. Dość wspomnieć takie poruszające przedstawienia, jak: „4.48 Psychosis” Kane, „2007: Macbeth” Szekspira, „Druga kobieta” wg Cassavetesa. Rzecz jasna reżyser nie podejmuje tej problematyki jako doświadczenia medycznego. Idzie raczej o to, że szaleństwo jest formą poznania prawdy o człowieku i jego relacjach ze społeczeństwem.
W tym nurcie twórczości Jarzyny mieści się na przykład „G.E.N”, czyli najnowsza jego premiera. Spektakl inspirowany jest filmem „Idioci” Larsa von Triera, opowiadającym o grupie młodych ludzi, którzy postanawiają udawać osoby niedorozwinięte umysłowo. Oczywiście kryje się za tym prowokacja, mająca na celu badanie granic wolności jednostki we współczesnym systemie społeczno-kulturowym. Jarzynę i jego aktorów ten eksperyment interesuje także jako podróż w głąb ludzkiej psychiki w poszukiwaniu tytułowej jednostki dziedziczności, odpowiedzialnej za przemoc i nienawiść. „G.E.N” jest też dla Jarzyny próbą w zakresie budowania zespołu aktorskiego jako wspólnoty połączonej wrażliwością estetyczną i etyczną. Stoi za tym prawdziwa wiara, że teatr może być wciąż miejscem kreującym nowe idee i formy.
Innym spektaklem, w którym pojawia się temat szaleństwa, są Męczennicy według sztuki Mariusa Mayenburga. Bohaterka spektaklu (Jarzyna dokonał zamiany płci – w tekście bohaterem jest chłopak), uczennica gimnazjum, ujawnia rodzaj religijnego nawiedzenia. Postawa ta staje się problemem dla otoczenia: ojca, kolegów ze szkoły i nauczycieli. Nie wiadomo zresztą, co jest właściwie źródłem tej przemiany, która prowadzi wprost do fanatyzmu? A może to, że dziewczyna „odlatuje” jest jakąś reakcją na świat dookoła? Poszukiwaniem mocnych fundamentów w płynnej rzeczywistości? Odnalezieniem prostych zasad dobra i zła? Czy gotowość poświęcenia się za wyznawane ideały powinno budzić nasz szacunek, czy obawę, że grozi to bezsensowną samozagładą? To tylko część pytań, które może prowokować znakomicie wyreżyserowane przedstawienie Grzegorza Jarzyny, w którym niejednoznaczna postać Lidki znalazła niezwykłe aktorskie medium w osobie Justyny Wasilewskiej. Premiera spektaklu odbyła się trzy lata temu, ale jego problematyka nic nie straciła ze swej aktualności, a może nawet dzisiaj jeszcze wyraźniej koresponduje z naszymi niepokojami. Jestem przekonany, że prezentacja Męczenników jako przedstawienia mistrzowskiego będzie mocnym finałowym akordem Festiwalu Interpretacje.
Zarówno Grzegorz Jarzyna, jak i Krzysztof Warlikowski mają status mistrzów polskiego teatru, co pewnie nie jest wygodną pozycją. Obydwaj są jednak świadomi, że na sceny wchodzi nowe pokolenie reżyserów, a zwłaszcza reżyserek, którzy być może nie czują potrzeby walki ze starszymi liderami, lecz na pewno chcą mówić swoim głosem. Jarzyna i Warlikowski w teatrach, którymi kierują, stwarzają młodym takie możliwości. Zapewne nie czyni to jeszcze zmiany warty, bo przecież nie ma powodu, by Grzegorz Jarzyna i Krzysztof Warlikowski ustępowali miejsca. Ważniejszy może jest dialog, jaki się wytwarza między tymi, którzy kształtują polski teatr od ponad 20 lat, i tymi, którzy zaczynają na niego wpływać.
Wojciech Majcherek, dziennikarz, krytyk teatralny