Cóż to za szalony pomysł, żeby na teatralny warsztat wziąć czterotomową epopeję Władysława Reymonta! Jak w scenicznym skrócie zmieścić rozległą opowieść o losach mieszkańców wsi Lipce, rozpisaną przez noblistę na cztery opasłe księgi?
Przerzucając karty „Chłopów”, Krzysztof Garbaczewski wczytał się jednak nie tylko w bogactwo obyczajowych kontekstów, ale zwrócił także uwagę na mniej oczywiste partie tekstu. Funkcję ideowej ramy zrealizowanego w Teatrze Powszechnym spektaklu pełni analiza obiegowych sposobów ujmowania chłopskiego wizerunku. A że owych ujęć dokonują zwykle inteligenckie dyskursy, które wieśniaków przedstawiają albo jako ludzi zniewolonych najprostszymi instynktami, albo jako szczęśliwych prostaczków realizujących miejskie fantazje o sielskim życiu na wsi, reżyser postanowił przyjrzeć się bliżej tej orientalizującej tendencji.
Garbaczewski wie, że do tak zwanej prawdy chłopskiej, czymkolwiek by ona była, nie jest w stanie dotrzeć, dlatego rzeczywistość sceniczną bierze w nawias ironii, a swój dystans wobec niej zaznacza niemałą ilością groteskowego humoru. Perspektywę dosłownej lektury spektaklu uniemożliwia zresztą zabieg zastosowany już w jego pierwszej sekwencji, w której aktorzy streszczają cele stojące u podstaw ich teatralnej inicjatywy, zatytułowanej „Project Chłopi”. Ofiarą zmasowanego ataku pada wówczas Jerzy Grotowski. Nadając swej wypowiedzi kpiarski ton, wykonawcy interpretują założenia parateatru w taki sposób, by zabrzmiały jak pozbawione głębszego sensu komunały. Scena ta mówi wiele o kondycji naszych czasów – wyszydzenie założeń Grotowskiego to gest współczesnego ironisty, któremu wysoko punktować wypada przede wszystkim sarkazm i który ma świadomość tego, iż powaga nie mieści się już w katalogu społecznie afirmowanych zjawisk.
Scenicznym wyrazem rozpoznanej przez reżysera bariery poznawczej stał się przede wszystkim kształt wizualny „Chłopów”. Ich akcja rozgrywa się w przestrzeni obcej planety, na powierzchni której zbudowano metalowe konstrukcje i ułożono prowizoryczne legowiska. Skryci w białych kombinezonach wykonawcy kroczą niespiesznie wśród usytuowanych na scenie widzów, a ich ujednolicone identycznymi kostiumami sylwetki tracą indywidualność na rzecz jednego aktorskiego ciała. Spektakl zaprojektowano jako obszar eksperymentu, miejsce prowadzenia badań nad podstawowymi kategoriami wspólnotowości. W jego obrębie reżyser z różnych stron oświetla potrzebę jednostki do samostanowienia i krytycznym okiem spogląda na pragnienie tłumu do otaczania się tym, co oswojone i dobrze znane.
Autor: Agata Kędzia
Tekst pochodzi z „Gazety na Interpretacje” nr 2
Wtorek, 13 listopada 2018 roku, Teatr Śląski w Katowicach, godz. 19