Michał Zdunik objawił się w świecie radia poprzez słuchowisko „Aż do samego końca” w reżyserii Julii Mark. Niedługo potem postanowił pojawić się w radiu nie tylko jako autor tekstu, ale i reżyser. „Gate O” to zupełnie inne oblicze poszukiwań radiowych niż to, które sprezentowały nam twórczynie „Uprawy roślin południowych metodą Miczurina”. Zdunik wraca do idei słuchowisk poetyckich, nieco dziś zapomnianych.
Myśląc o poezji i radiu, nie odwołuję się do tak zwanych montaży poetyckich, rozsławionych przez emitowane w czwartki słuchowiska na antenie Dwójki. Moja radiowa pamięć wędruje do scenariuszy Władysława Terleckiego, Helmuta Kajzara, Tomasza Łubieńskiego, Jerzego Górzańskiego i Feliksa Netza. Jest to ten rodzaj słuchowiska, w którym otrzymujemy pozorny dialog, niby realistyczny świat, ale i tak najistotniejsza okazuje się rzeczywistość wewnętrzna, którą niezdarnie i uroczo muskają metafory. W słuchowisku Zdunika będzie nią nieistniejąca bramka na lotnisku, która otworzy drogę do drugiego, równoległego świata. „Nauczę cię jak znikać” – mówi ojciec ze wspomnienia bohatera. Niczym w filmach Davida Lyncha to przejście możliwe jest tylko na granicy podświadomości i nieznanego.
Dialogi, które wychodzą z ust bohaterów Zdunika, to wiązki poetyckie. Zwróćmy uwagę na kluczową scenę z lotniska. On (Łukasz Borkowski) rozmawia z pracownicą lotniska (Katarzyna Dąbrowska). Co słyszymy? „Spokojnie, teraz już nic nie może się panu stać” – mówi ona. Gdy on, zdenerwowany, chce już rozmawiać z kierownikiem lotniska, ona mu tłumaczy: „To nie jest takie proste. On nie rozmawia z nikim tak po prostu. Nie zawsze odpowiada. Proszę napisać do niego i cierpliwie czekać”. Skojarzenie z drohobyckimi dialogami z Schulza jest tu na miejscu. Cały czas towarzyszy nam muzyka, którą przygotował na potrzeby tego słuchowiska sam autor i reżyser. Pojawia się wtedy, gdy trzeba oszukać czas linearny. Bądźmy pewni, że wiolonczela i fortepian nie służą tylko wypełnieniu tła. One w sposób umiejętny sterują naszym rozumieniem i nierozumieniem. Wtedy, kiedy mamy przystanąć i otrząsnąć się, wytrącają się. Kiedy jednak mamy wpłynąć do „Gate O”, znowu przypływają i ciepłym strumieniem zapraszają nas do wejścia głębiej, niczym w ciemne morze.
Kluczem do odnalezienia się w świecie Zdunika i tajemniczego portalu pod nazwą „Gate O” jest to coś, co Feliks Netz określił mianem „metafizyki radia”. Znakomity śląski poeta i dramaturg powiedział w jednym z wywiadów, że słuchowiskiem rządzi odwieczny paradoks. Niby słyszymy głosy, rozmowy, monologi, ale w świecie słuchacza to, co wypowiedziane, ginie w obliczu głośnej, radiowej ciszy. Nazywam to na swój użytek „dźwiękowym znakiem wodnym”, czyli atmosferą, przeczuciem czegoś lub kogoś. Ważne jest to, co ukryte – to, ku czemu zmierzamy, nie mówiąc o tym wprost. Tak jest, że przekopując się przez rzędy zdań, trzęsawiska dźwięków i potoki muzyczne, zaledwie przeczuwamy tylko to, co stanowi najgłębszy wymiar radia artystycznego. Nie jest to jednak nazywalne, nie można tego ująć za pomocą słów. Możemy się tylko ocierać – mniej lub bardziej świadomie. Prawdziwy spektakl radiowy jest domeną poezji. Jedynie, nieco fałszywie, przybiera architekturę dramatu. Może to właśnie ten fortel stoi za nieświadomością badaczy i krytyków. Nie potrafią oni bowiem wskazać jednoznacznej definicji słuchowiska. Sława Bardijewska zauważyła tylko, że „wsparty na zasadach dramaturgii – odrzuca rygory dramatu, pozornie daleki od poezji – wkracza na tereny dla niej zastrzeżone”.
„Świat zapada się w samym środku słów, które nic nie mówią” – słyszymy tajemniczy głos o znajomej barwie Wiktora Logi-Skarczewskiego. Za dużo mówimy, zakrzykując tylko ciszę. Tak jakby stał za nią wstyd, który należałoby jak najszybciej wypełnić. Zadanie jest jednak karkołomne. Jak bowiem uwolnić się od mówienia, żeby wyrazić siebie? Logocentryczny potrzask, klatka. Bezgłośne bezkręgowce czy ryby może i mają swoje sposoby. Są jednak aktorzy, którzy swoim tonem i barwą potrafią oddać to, co czai się na granicach języka. Myślę w kontekście „Gate O” o Jerzym Radziwiłowiczu (Ojciec). Każde zdanie Ojca jest tu ważne, nie marnotrawi bezmyślnie wypowiadanych myśli. Proszę zwrócić na niego uwagę.
To wymagające 45 minut. Nie ukrywam, że słuchanie tej historii w pędzie, na zasadach, jakich słucha się audiobooka, nie pomoże percepcji. Warunki festiwalowego wyciszenia są więc dogodne o tyle, że możemy wyłączyć drażniącą jasność. To też ważne, by wejść w przestrzeń piątego słuchowiska, które zabierze nas na zupełnie inny biegun.
Autor: Janusz Łastowiecki
Tekst pochodzi z „Gazety na Interpretacje” nr 4
Czwartek, 15 listopada 2018 roku, Wydział Radia i Telewizji im. Krzysztofa Kieślowskiego, Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach, ul. św. Pawła 3, godz. 10