Poniżej publikujemy tekst autorstwa profesora Tadeusza Sławka o pojęciu „interpretacji”, który znalazł się w katalogu festiwalowym. Katalog będzie można nabyć podczas 19. Festiwalu „Interpretacje”. Zapraszamy do lektury.
Inter-pretacje. Pochwała wielości
1. „Cały ból dostaje się do domu przez okno obserwacji i przez drzwi myślenia” (przeł. Michał Lipszyc)
Okno obserwacji i drzwi myślenia: z tego ujętego w architektoniczną metaforę aforyzmu Fernando Pessoi zapisanego w Księdze niepokoju dowiadujemy się, że splot tych dwóch okoliczności jest nierozerwalny – obserwacja i myślenie otwierają nas na to-co-jest. Wszak wszystko jawi się nam po to, aby być oglądane i podziwiane. Hannah Arendt pisze o „pasji oglądania”, która stanowiła dominujący rys greckiego stosunku do świata. Pokój ludzkiego bycia mieści się między oknem spojrzenia i drzwiami refleksji; krążymy po tej przestrzeni, jednocześnie aktorzy i widzowie, dokładając wszelkich starań, aby pokój ów nie stał się więzieniem jednej myśli i jednego widoku, i lękając się, by poprzez nadmierne napięcia między wieloma widokami i wieloma myślami pokój ów nie przeobraził się w wojnę. Aby tak się stało, aby żyć w pokoju, potrzebny jest namysł. Bez-mysł, często satysfakcjonujący nas łatwymi, nadmiernie łatwymi, odpowiedziami na istotne pytania, ma moc uwodzicielską, której inter-pretacja pozwala się oprzeć.
2. „Polityka za swą podstawę ma fakt ludzkiej wielości” (przeł. W. Madej i M. Godyń).
Ze zdania Arendt wynika, że wiele jest wspomnianych okien i drzwi. Miasto ludzkiego bytowania jest metropolią, która swoje istnienie zawdzięcza w mniejszym stopniu murom niż zdolności do porozumienia się. Wielość właściwa ludzkiej egzystencji oznacza, że granice liczą się znacznie mniej niż wzajemne relacje. Rysowanie granic przede wszystkim dzieli, wyznaczając uprzywilejowane obszary swojskości, w którym obdarzamy się nie dającym się do końca uzasadnić poczuciem wyższości nad wszystkim, co stoi poza owymi granicami. Wzajemne wiązanie się natomiast łączy, a tym samym każe mi wycofać się, zostawiając gościnnie otwartą przestrzeń, w której mogą pojawić się inni, z ich innymi widokami i ich innymi myślami. Teraz, nim zacznę działać, muszę starać się najpierw zrozumieć to, co ludzka wielość daje mi do myślenia. To właśnie namysł, który nie znosi pośpiechu. Namysł, którego dziełem jest szacunek dla innych widoków i innych myśli. Nie jestem ich kontrolerem; jestem ich świadkiem. Nie obsadzam się także w roli strażnika granic którego zadaniem jest nie przepuścić żadnej próbie przedostania się do wewnątrz polis, która nade wszystko wierzy we własne bezpieczeństwo i własny święty spokój. Ale pokój, o który nam chodzi nie ma nic wspólnego ze „świętym (s)pokojem”; przeciwnie – oznacza otwarcie się na niebezpieczeństwo i ryzyko, jakie niosą z sobą wielość i inność.
3. „[Człowiek] Klęka niczym wielbłąd i pozwala się dobrze objuczyć. Zwłaszcza silny, juczny człowiek, któremu właściwa jest głęboka cześć, zbyt wiele cudzych, ciężkich słów ładuje na siebie…” (przeł. Sława Lisiecka i Zenon Jaskuła)
Kiedy wkraczam w przestrzeń namysłu wycofuję wszystkie dane sobie wcześniej gwarancje pewności, które nagle okazują się cudze; teraz dociera do mnie, że to ideologiczny, partyjny balast, który dźwigam niczym wielbłąd w przywołanej metaforze Nietzschego. Teraz, zanim coś powiem, zanim (na)(pod)piszę, zaczynam żywić wątpliwości, a są one niczym innym jak tylko wrażliwością na widoki i myśli inne niż moje własne. Inter-pretacja to matka żywicielka wątpliwości. W tym stanie, który nazywam namysłem, słowa odzyskują lekkość, uwolnione od dogmatycznej, fundamentalistycznej grawitacji jedynego prawdziwego widoku i jedynej prawdziwej myśli. Synonimem namysłu jest więc lektura. Uważna i skupiona, niepozbawiona fantazji, uwolniona z uprzedzeń, lektura prowadzona na własną odpowiedzialność. Śmiała lektura umysłu uwolnionego od złudzeń, który porzucił mrzonki, że jemu jednemu dane było opuścić jaskinię Platona i zobaczyć wreszcie jedyny prawdziwy świat, to znaczy jedyny widok i jedyną oddającą go myśl. Namysł, lektura, inter-pretacja – wielość widoków i myśli i to, że wszyscy jesteśmy obywatelami jaskini greckiego filozofa i musimy szukać w niej wspólnego gospodarzenia.
4. „Świat cały jest sceną:/ Wszyscy mężczyźni i wszystkie kobiety/ Są aktorami jedynie…” (przeł. Maciej Słomczyński)
Lektura i interpretacja to sztuki współ-bycia. Nawet jeśli dokonują się w samotności, słychać w nich echa znaczeń słów wypowiedzianych lub napisanych w odległym czasie i odległych miejscach. Dokonują się zawsze w towarzystwie, zatem nigdy nie zaczynają od zera; przychodzą na scenę już zaludnioną, chociaż nie zawsze jesteśmy świadomi tych obecności i nie wiemy, skąd dochodzą nas te inne głosy. „Wyspa dźwięczy, szemrze, gada”, mówi Kaliban. Bo to wyspa, pozornie tylko bezludna, a Szekspir w Burzy uczynił z niej na zawsze synonim teatru, ale i naszego życia. O tym wszak mówi przywołany wyżej słynny monolog Jakuba z Jak wam się podoba. Na tej scenie nigdy nie jesteśmy samotni; czytamy zawsze z innymi i pośród innych. Im bardziej poddajemy to namysłowi, tym głębiej przekonujemy się, że tylko w niewielkim stopniu jesteśmy tym, za kogo z taka niezachwianą pewnością się uważaliśmy. Interpretacja jest inter-pretacją, a ów dywiz wiele nam mówi: to myślnik, nie tylko znak inter-punkcyjny, ale przede wszystkim (jak dowodzą wielcy poeci myślnika Emily Dickinson i Edgar Allan Poe) to przestrzeń, w której świat daje nam do myślenia. A to znaczy, że dzięki wrażliwości na inne widoki i inne myśli już obecne w pozornie moim tylko świecie, otwieramy możliwość nowej solidarności. Słucham głosów do tej pory milczących lub zagłuszanych. Do-powiadam do nich swoje kwestie. Doświadczam zbawiennej utraty pewności siebie.
5. „Mówiąc o publicznym użytku ze swego rozumu, mam na myśli taki jego użytek, jaki ktoś jako u c z o n y czyni ze swego rozumu wobec całej publiczności c z y t a j ą c e g o ś w i a t a” (przeł. Adam Landman).
Tak mówi Immanuel Kant w słynnym eseju o tym, czym jest Oświecenie. Z tego niewielkiego, lecz bezcennego tekstu wynika, że choć nieodzowne dla przyszłości rodzaju ludzkiego jest odrzucenie „niepełnoletności”, czyli odzyskanie umiejętności posługiwania się rozumem na własną odpowiedzialność, co ustrzeże nas od uwodzicielskich śpiewów politycznych i ideologicznych syren, jednak owa przyszłość będzie niepewna, o ile człowiek utraci sztukę czytania. To ów „świat czytający” (Leserwelt), którego powołaniem jest nieustanne odkrywanie wielości i inności, rozbijanie skorup niezmącenie pewnych siebie tożsamości i przywilejów mających rzekomo wynikać z przynależności do wielkich grup (takich jak „naród”) ma szanse ocalić demokrację jako formę istnienia w wielości. Świat czytający jest bowiem światem rozmowy. Rozmowa różni się od „wypowiedzi” czy „wywiadu”. Nie ogłasza wszem i wobec, nie stara się ujawnić czyichś tajemnic; przeciwnie – ostatecznie dochodzi do punktu, w którym każdy zachowuje podstawową tajemnicę swojego bycia. Rozmowa bowiem, a inter-pretacja jest jej szczególną postacią, stanowi domenę wolności. Nie chodzi tu o wyższość tego, który mówi nad słuchającym skazanym na podporządkowanie się mówiącemu; w rozmowie stawką nie jest wyścig o zajęcie lepszej pozycji, z której moglibyśmy wydawać polecenia i rozkazy. Kto rozmawia, ten nie zabiega o nierozumny posłuch, lecz o rozumne wysłuchanie. Inter-pretacja – to, co zachodzi między tymi, którzy rozmawiają, cierpliwie wysłuchując się wzajemnie.
6. „Każdy z nas jest półwyspem. Pomimo dążeń rozmaitych fanatyków, by cię roztopić, aż zostaniesz zupełnie wchłonięty w bryłę narodu, wiary albo ruchu, aż nie zostanie w tobie najmniejsza drobina indywidualności…” (przeł. Leszek Kwiatkowski).
Inter-pretacja potwierdza naszą półwyspową kondycję, o której pisze Amos Oz. Nieuchronnie wybiegamy w niej ku innym głosom i obecnościom, którym udzielamy gościny, gdy docierają do naszego brzegu. Aby inter-pretować trzeba odwagi do podjęcia ryzyka. Dotychczasowe myśli dobrze skrystalizowane, dotychczasowe słowa tak ściśle do myśli przylegające, nagle ukazują pęknięcia i luki. Inter-pretacja wkracza w świat spękany, poprzecinany szczelinami; materia języka, do tej pory gładka, „wyprasowana”, teraz fałduje się i marszczy. Inter-pretacja należy bowiem do sfery fałdy i fali. Także starości, która nigdy nie uzna za stosowne usuwania sobie zmarszczek. Te sfałdowania skóry zwielokrotniają twarz. Kiedy opuszczam znajome, zwyczajowo i słownikowo ustalone znaczenie słowa, opuszczam rodzinny dom, emigruję z dotychczasowej ojczyzny. Staję się sans papiers. Szukam schronienia na nieznanej ziemi. Po powrocie nic już nie będzie takie samo, tak jak nic nie było takie, jak przedtem dla Guliwera wracającego z kolejnej dalekiej podróży. Lekturze i inter-pretacji, pisze Krystyna Koziołek, zawdzięczamy umiejętności tworzenia alternatywnych wizji społecznych, ekonomicznych i politycznych form życia wobec tych, w których istniejemy.
7. „Tygrysy gniewu mądrzejsze są od koni pouczenia”.
Jest więc inter-pretacja sprawą niezgody na to-co-jest. Nie tylko za sprawą słów nagle odsłaniających zupełnie inne obrazy świata niż te, do których przywykliśmy. I chociaż bardzo ważne jest to, że inter-pretacja dzieli wspólny początek z filozofią, bowiem źródłem obydwóch jest zdumienie, o którym pisał Arystoteles jako o zaczynie wszelkiego filozoficznego myślenia, i ono jeszcze nie wyczerpuje kwestii owej fundamentalnej niezgody. Trzeba tu jeszcze dodać element gniewu, który tak wysoko ceni William Blake w przywołanym wyżej aforyzmie. Nie o niszczącym uniesieniu tu mowa, ani o porywie prowadzącym do wojennych zmagań. Chodzi o pewną nagłość, o to, że nagle czuję się bezpośrednio i pilnie przez coś dotknięty, o to, że nie wystarczy już powiedzieć, że coś mnie dotyczy, lecz, że trzeba rzec mocniej – „coś mnie dotyka”, a w takiej sytuacji nie mogę milczeć. Czuję, że sytuacja, w której się znalazłem (a może to być niepokojące mnie zdanie w tekście lub dramatycznie dokuczliwa okoliczność polityczna) nie pasuje do niczego, co znam i czego mógłbym się spodziewać. Na nic tu mądrość rozsądku wywodząca się z tradycji podtrzymującej codzienną praktykę. Sytuacja ta jest nie tylko w jakiś sposób nowa, ale także jakby dotykająca mnie osobiście, domagająca się mojej reakcji. Wiem, że tradycyjne sposoby znalezienia się w takiej sytuacji już mi nie wystarczą, że wstrząśnięty – muszę się od nich oderwać, zmierzając w stronę czegoś innego, co pozostaje jeszcze dla mnie w tym momencie rozpoczęcia ruchu nieznane i niewiadome. Wtedy wchodzę w przestrzeń myślnika. Taki jest gniew będący żywiołem inter-pretacji, gniew będący odpowiedzią na sytuację, w której ujawnia się – pisze Nietzsche w przedmowie do Ludzkiego, arcyludzkiego: „gwałtowna i niebezpieczna ciekawość nieodkrytego świata”. A dalej, konkluduje filozof: „Raczej umrzeć niż żyć tutaj – tak brzmi głos rozkazujący i pokusa; a to tutaj, w domu, jest wszystkim, co dotychczas kochała! Nagłe przerażenie i podejrzenie względem tego, co kochała, błyskawica pogardy, dla tego, co nazywała swym ‘obowiązkiem’, buntownicze, samowolne, wulkaniczne, popychające pragnienie pielgrzymstwa”.
Tadeusz Sławek, profesor nauk humanistycznych, poeta, tłumacz, eseista, literaturoznawca.