Daria Kopiec, reżyserka spektaklu „Zakonnice odchodzą po cichu”, jest w pełni świadoma ograniczeń literackiego pierwowzoru Marty Abramowicz, na którym został oparty scenariusz. Zgrabnie lawirując między zastawionymi sidłami, już na wstępie wpuszcza w nieco stronniczą narrację reportażu mocne światło pluralizmu opinii. Wraz z autorką scenariusza, Martyną Lechman, wybiera jedynie cztery z kilkunastu spisanych opowieści i skrupulatnie dopasowuje je pod względem cech charakteru do występujących w spektaklu aktorek.
Tym samym widz otrzymuje możliwość podwójnego wglądu – w historie czterech kobiet rezygnujących z życia zakonnego oraz w niełatwy proces oswajania roli przez aktorki, który zostaje przedstawiony w rozpoczynających spektakl osobistych monologach. Możliwość wypowiedzenia się poza sztywnymi ramami postaci jest sprytnym zabiegiem reżyserskim, nie tylko uwalniającym spektakl od wąskiej perspektywy reportażu, ale przede wszystkim poszerzającym zakres podejmowanej problematyki.
Kluczową sceną „Zakonnic…” są obłóczyny, czyli moment przyjęcia bohaterek do społeczności zakonnej i równocześnie zjednoczenia się aktorek z odgrywanymi postaciami. Tego samego typu rozterki, przed którymi stoją dziewczyny w nowicjacie, stają się również udziałem wykonawczyń. Aktorki formatują swoją osobowość podwójnie – najpierw w ramach pracy nad rolą, by przyjąć cechy osobowości odmienne od swoich, a następnie, już jako postać, by przytłumić je ze względu na surowe ograniczenia reguły zakonnej. Emocje towarzyszące obu aktom uzupełniają się wzajemnie, wprowadzając element szczerości do opowiadanych historii.
Na zakon widz spogląda z perspektywy kobiet, które z życia w ramach tej struktury zrezygnowały, a na pierwszy plan zostaje wysunięty indywidualny stosunek każdej z bohaterek do instytucji. Ta przedstawiona zostaje jednoznacznie negatywnie jako miejsce silnie zhierarchizowane, tłumiące jakikolwiek przejaw różnorodności. Zapewniająca oprawę muzyczną Natalia Czekała w jednej z piosenek cytuje poradnik Pellegrino Ceccarellego, który, mimo że napisany przez mężczyznę, uzurpuje sobie prawo do określania zadań i powinności sióstr zakonnych.
Zakony okazują się być żeńskie tylko z nazwy, podstawą funkcjonowania pozostaje patriarchalna struktura Kościoła katolickiego. Powraca pytanie o możliwość dostosowania swojej tożsamości do narzuconego wzorca. Chociaż w swoim monologu jedna z aktorek słusznie zauważa, że ograniczenia również potrafią być wyzwalające, bohaterki zdecydowały się na powrót do świeckości. Kwestia wydaje się rozstrzygać w charakterze ograniczeń – czy faktycznie mają na celu wyzwolenie, czy też reprodukcję określonych struktur.
Filip Jałowiecki
Tekst pochodzi z „Gazety na Interpretacje” nr 5
Piątek, 16 listopada 2018 roku, Teatr Śląski w Katowicach, godz. 19