Konrad Swinarski
– Tych z nas, którzy mieliśmy z nim styczność, cechuje umiejętność oddzielania czegoś, co jest rzeczywiście głęboką próbą konstruowania teatru, od pozorów tej głębi – mówi o Konradzie Swinarskim aktor Jerzy Radziwiłowicz. W tym roku mija 45. rocznica śmierci wybitnego reżysera, który jest patronem duchowym Festiwalu „Interpretacje”.
Marcin Mońka: Pamięta Pan pierwsze zetknięcie z Konradem Swinarskim?
Jerzy Radziwiłowicz: Oczywiście, że tak. Przychodziłem do Starego Teatru w chwili, gdy zdaje się Konrad był świeżo po „Śnie nocy letniej”. Doskonale pamiętam moment, w którym zostaliśmy sobie przedstawieni – miał wtedy brodę, a niewiele wcześniej wyszedł ze szpitala. Wiedział już, kim jestem, bo wcześniej polecił mnie Jerzy Jarocki. I już wkrótce potem pracowaliśmy razem.
Sposób, w jaki Konrad Swinarski pracował z aktorami, obrósł już niejedną legendą. Te metody wciąż są Panu bliskie?
Trudno w ogóle byłoby nazwać metodą sposób jego pracy z aktorami. Metoda oznacza, że wszystko jest w pewien sposób poukładane, zdefiniowane, działa w pewnych określonych ramach. Z nim było zupełnie inaczej. Zresztą z punktu widzenia aktora ta problematyka wygląda zupełnie inaczej niż, dajmy na to, z perspektywy innych reżyserów czy choćby jego asystentów. Z naszego, aktorskiego punktu widzenia, praca na scenie ze Swinarskim nie układała się w system. Dlatego zastanawiam się, czy możemy mówić o metodzie. Gdybym użył tego terminu, to oznaczałoby, że jakoś ją dogłębnie przestudiowałem i przeanalizowałem, a przecież nie jest to prawdą.
Na czym zatem polegał fenomen scenicznego współuczestnictwa ze Swinarskim?
To kwestia sposobów połączenia wysokiej precyzji myślenia i niezwykłej precyzji badania tekstu z nieprawdopodobną wrażliwością na drugiego człowieka, na wszystko to, co w nas ludzkie. A zarazem integracja tego, co pozornie wydawałoby się chaotyczne, z fenomenalnym uporządkowaniem w myśleniu, przy zachowanej jednocześnie olbrzymiej wolności do nieskrępowanego tworzenia, choć nigdy nie oderwanej od tej podstawy, jaką jest wartość słowa i analiza tekstu. Sposób, w jaki podchodziliśmy do myślenia o tekście, był zawsze najciekawszy. Drugim takim niezwykłym analitykiem, z którym pracowałem, był Jerzy Jarocki. Choć Jarocki wielu tematów, w przeciwieństwie do Swinarskiego, nie poruszał. Swinarskiego zawsze interesowało to, co głęboko ludzkie, osadzone w jego najtajniejszej głębi, w miejscach, do których się nie dociera i których się nie dotyka, bo uważa się je za wstydliwe. Konrad zawsze chciał widzieć człowieka w jego pełni i przekonywał, że nie można odrywać warstwy intelektualnej człowieka od jego zmysłowości. I to nam zostawił – dostrzeganie istoty ludzkiej w całej jej pełni.
Byłby Pan innym aktorem, gdyby nie spotkanie i praca z nim?
Myślę, że to w ogóle sprawa całej formacji, która wówczas tworzyła teatr, obok Konrada to również Jerzy Jarocki, Andrzej Wajda i wielu ludzi, którzy tam wówczas byli. Z perspektywy lat dostrzegam, że tym, co mnie uformowało, był cały splot okoliczności. Poczynając choćby od tego, że znalazłem się w tej formacji dzięki Jarockiemu.
Co nam dziś pozostało z dziedzictwa Swinarskiego?
Teatr oczywiście się zmienił. Jednak wielu ludzi, wciąż w nim pracujących to są ludzie, którzy mieli z nim kontakt, choćby jego studenci, a wśród nich Krystian Lupa. Teatr jest żywą materią, niezastygłą, dlatego też dziedzictwo w teatrze też nieustannie się przetwarza. I choć trudno byłoby mi zdobyć się na jasną odpowiedź dotyczącą dziedzictwa Konrada, to nieustannie czuję, że coś wciąż trwa. A tych z nas, którzy mieli z nim styczność, cechuje umiejętność oddzielania czegoś, co jest rzeczywiście głęboką próba konstruowania teatru od pozorów tej głębi. To w moim odczuciu istotne dziedzictwo Konrada.
Jerzy Radziwiłowicz – wybitny aktor teatralny i filmowy. Współpracę z Konradem Swinarskim rozpoczął w 1973 roku, niedługo po ukończeniu studiów aktorskich w warszawskiej PWST. U Swinarskiego wystąpił w „Dziadach” Adama Mickiewicza, „Wyzwoleniu” Stanisława Wyspiańskiego a także filmowej realizacji „Sędziów” na podstawie Wyspiańskiego, powstałej dla potrzeb telewizji. Pracę nad „Hamletem” Szekspira przerwała tragiczna śmierć reżysera. Radziwiłowicz miał w tym przedstawieniu kreować tytułową postać.
Rozmawiał Marcin Mońka, dziennikarz